Wszystkich Świętych zwane inaczej zaduszkami dzieliło Mazurów datami. Ci katoliccy obchodzili je w tym samym dniu co Warmiacy, a ewangeliccy Mazurzy w ostatnią niedzielę listopada. Był to dzień pełen przesądów, wróżb i dawno już zapomnianych tradycji. Dawni mieszkańcy tych ziem oczekiwali na odwiedziny zmarłych członków rodzin.
Mazurzy obchodzili ten wyjątkowy dzień praktycznie tak samo. Wierzyli, że dusze zmarłych odwiedzają wówczas świat żywych. W noc poprzedzającą święto zostawiano w izbie światło i jedzenie. A w same zaduszki sprzątano i dekorowano groby. Nierzadko do dekoracji wykorzystywano owoce śnieguliczki.
Tego dnia jadano potrawy o czarnym kolorze, jak kaszanka, czernina, kasza gryczana, chleb z mąki gryczanej.
Dawniej na Warmii i Mazurach choroba najczęściej kończyła się śmiercią, którą traktowano zupełnie "normalnie". Jest życie, jest więc i śmierć. Taka kolej rzeczy. Oczywiście ludzie cierpieli jak i my teraz cierpimy po śmierci bliskich. Przeczytajcie, jakie wówczas istniały zwyczaje pogrzebowe i znaki symbolizujące nadejście śmierci.
Obawiano się piania koguta, wycia psa, pohukiwania sowy czy dziwnych stukotów, które mogły symbolizować nadejście śmierci.
Starzy Mazurzy wierzyli, że śmierć przychodzi przez 3 wieczory z rzędu i za każdym razem stuka do okna lub drzwi, co widzą psy i wyją. Sowa z kolei siadała niedaleko chałupy i pohukiwała "Puść, puść" co oznaczało śmierć dla osoby, która akurat była w domu chora.
Gdy zmarł gospodarz, powiadamiano o tym jego zwierzęta słowami "Dawny gospodarz zdechł (oddał dech), ja jestem waszym panem". Do uli przypinano czarną szmatkę, by uchronić rój przed śmiercią.
Na Mazurach wyjmowano zmarłego z łóżka i kładziono na słomie wyłożonej na podłodze. W chałupie zasłaniano lustra, aby śmierć nie przeszła na inną osobę. Aby nie niepokoić zmarłego nie wykonywano też wielu prac. Wierzono, że duch zmarłego jest w domu do dnia pogrzebu. Ciało zmarłego myto, a wodę wylewano w miejsce, gdzie nikt nie chodził. Po uczesaniu wyrzucano grzebień.
Ubierano zmarłego, w dłoń wkładano mu pieniądz jako wynagrodzenie za jego pracę, a na pierś kładziono śpiewnik. Małe dzieci zamiast pieniążka dostawały pozłacane jabłko, aby mogły się bawić w raju.
Podobnie jak teraz aż do dnia pogrzebu śpiewano pieśni i modlono się. Ciało zmarłego leżało w trumnie w chałupie w największej izbie, skierowane było nogami do drzwi. Przychodzili ludzie ze wsi, aby modlić się z rodziną zmarłego. Śpiewano, potem pito gorzałkę i jedzono placek i znowu śpiewano.
W dniu pogrzebu wynosząc trumnę uderzano nią o próg domu, a wszystkie okna i drzwi otwierano na oścież z obawy, aby dusza zmarłego nie pozostała jako upiór. Wszystkie gospodarskie zwierzęta wyganiano na dwór, aby zmarły gospodarz mógł się z nimi pożegnać.
Wielu mazurskich zwyczajów już teraz nie można wytłumaczyć. Z reguły sami Mazurzy nie wiedzieli, dlaczego postępują tak a nie inaczej. Zwyczajnie tak postępowali ich ojcowie i dziadowie, tak postępowali i oni.
opracowanie: Beata Gida
Informacja Turystyczna w Mrągowie
Serwis mazury24.eu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.